- A na czym polegała praca takiego króla? – zaciekawiła się Miśka. – Chyba tylko wydawał rozkazy, nie?
- Nie tylko. Musiał przecież zapoznać się z dokumentami, z oficjalnymi listami od różnych władców, naradzać się ze swoimi doradcami, dyktować odpowiedzi na korespondencję… A w chwilach wolnych, w zaciszu swego gabinetu, delektował się również sztuką – podziwiał obrazy wiszące na ścianach, oglądał albumy z rysunkami zagranicznych dzieł, rzeźb, gmachów… Tutaj zapoznawał się też z planami swoich własnych architektów. Tutaj z nimi dyskutował. Przyjmował też tutaj różne osoby na prywatnych audiencjach.
- A ten długi pokój za gabinetem, to był…? – zapytała Misia.
- To była garderoba. Tutaj król okryty w pudermantel…
- W co??? – nie wytrzymał Poldek.
- W pudermantel, czyli taki płaszcz, czy może raczej płachtę, która go okrywała razem z ramionami…
- Jak u fryzjera? – domyśliła się Miśka.
- Coś podobnego, tylko do samej podłogi. Zatem król siedział na fotelu, a wokół niego kręciło się dwóch, czasami aż trzech fryzjerów i przygotowywało go do pracowitego dnia. Popatrzcie tu na górę – wskazałem ręką na miejsce nad stojącym zegarem. – Widzicie na nim, jak wyglądała fryzura Stanisława Augusta. Co nieco skomplikowana.
- A to nie jest peruka?
- Nie, wprawdzie panowie ubierający się z cudzoziemska, nosili wówczas, rzeczywiście, peruki, ale król tej modzie nie uległ. Trzeba go było więc każdego ranka uczesać, upudrować…
- Upudrować? – przerwał mi Poldek.
- Taka była wówczas moda. Bogaci panowie, ale tylko ci ubierający się na modłę francuską, podobnie jak kobiety, też się pudrowali, szminkowali, nosili muszki…
- Muszki zamiast krawata?
- Nie muchy, tylko muszki, takie sztuczne piegi z aksamitu, które można było przyklejać na twarzy. I każdego dnia można było ją umieścić w innym miejscu. Na policzku, na czole, na…
- Nosie – znowu przerwał mi Poldek.
- A, żebyś wiedział – odpowiedziałem. – Taka na nosie nazywała się „śmiała”. A na policzku – „całuska”.
- Wiadomo, policzek jest do całowania – autorytatywnie stwierdziła Misia.
- No, właśnie… Czasem panie przesadzały i przyklejały sobie nawet ponad 10 takich muszek. Ale to już było uważane za objaw złego smaku, złego gustu.
- To ile trwały te zabiegi fryzjerskie? – dociekał Poldek.
- Ponad godzinę, nawet półtorej.
- Ile?! W życiu bym tyle nie wytrzymał na fotelu u fryzjera!
- Król też był niecierpliwy, dlatego wykorzystywano ten czas na przykład na czytanie książek na głos. Ponieważ król znał biegle kilka języków, więc codziennie mógł tutaj królować inny język obcy: angielski, francuski, włoski, może nawet i łaciński. Tak zwani lektorzy czytali królowi świeżo zakupione książki w oryginale.